PAMIĘTAMY, NIE ZAPOMNIMY. Refleksje na temat polskiego września.
„Niech los ich przestrogą dla nas będzie-nie legendą”
Lubimy rocznice. Tym bardziej w szkołach, gdzie dyrekcja albo nauczyciele (z różnych zresztą pobudek) starają się wykorzystać rocznice do procesu edukacyjnego i wychowawczego. Im okrąglejsze tym lepsze. I może słusznie. Są okazją do dodatkowej mobilizacji, do działań, których - na co dzień, w ferworze codziennych obowiązków -byśmy nie zrealizowali. Ale te nasze działania wywołują też mieszane uczucia, prowokują (dobrze jeśli) do refleksji nad przemijającym czasem. Przypominamy sobie o pewnych wydarzeniach okazjonalnie a w codziennym życiu nie obchodzą już nas w większości, nas zaganianych za pozyskiwaniem kolejnych środków do realizacji godnego życia we współczesnym świecie.
W czasach PRL-u, który chętnie wspierał się (nadszarpniętym, ale jednak) autorytetem wojska we wrześniu (a także w maju i lipcu) organizowano nie tylko w wojsku, w tzw. domach kultury, w placówkach oświatowych i bibliotecznych różne imprezy, spotkania, alerty, apele, caprztyki, przemarsze upamiętniające te wydarzenia. I chyba nie w tym rzecz, by nie były one organizowane, ale wiało od nich chłodem sztuczności, zadęciem, napuszeniem, pozoranctwem. Toteż w latach 90-tych w naturalny sposób znikały w większości ośrodków na rzecz innych uroczystości. Zasługą owych wcześniejszych wydarzeń było postawienie pomników, tablic pamiątkowych poświęconych bohaterom, czyli tym, którzy zginęli na wojnie, zostali pomordowani. Inna rzecz, że zapominano w niektórych przypadkach o tych, którzy przeżyli i budowali w tych trudnych powojennych czasach rzeczywistość społeczną i kulturową, często w irracjonalnym zderzeniu z rzeczywistością polityczną. Tablice pamiątkowe i pomniki, były i powinny stać się okazją do spotkań. Nie ma nic gorszego, niż zapomniana, martwa tablica upamiętniająca jakieś wydarzenia. Jeśli nie ożywa choćby na moment, kwiatami, wizytą grupki, czy grupy osób, działaniem, projektem jest tylko marnym świadectwem, że kiedyś ktoś cenił ofiarność innych i starał się to utrwalić, ale teraz nie ma już, kto w tym lokalnym społeczeństwie tej pamięci kontynuować.
Rocznica polskiego września, to ważna rocznica, ale w szkołach w jakiś sposób pomijana, mimo, że nie ma prawie szkoły, która by choćby słowem nie wspominała o niej dnia 1 września na uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego. Pomijana z prozaicznego powodu, że na 11 listopada, czy 3 maja można przygotować dzieci, zrobić apel, a tu z powodów organizacyjnych jakoś bardzo trudno, (chociaż także przecież można).
Na ziemi dobrzyńskiej, może nie sam wrzesień, ale październik jest szczególną okazją do martyrologicznych wspomnień. 17 października 1939 roku zaproszono nauczycieli powiatu lipnowskiego na konferencję do Lipna. Niektórzy nauczyciele mieli duże złudzenia (cóż się im dziwić, jeśli 6 listopada uwierzyli w to profesorowie UJ), wsparte 1916 rokiem, kiedy to pod okupacją niemiecką powstawały Polskie Katolickie Szkoły Ludowe. Rzeczywistość była tragiczna - aresztowani, osadzeni w więzieniach, przewiezieni do obozów mieli nigdy nie wrócić. Nieliczni, którzy przetrwali oflagi, często szybko odchodzili do wieczności, a jeszcze inni aresztowani przez NKWD umierali w transporcie na wschód. Eksterminacja polskiej inteligencji rozpoczęła się tu szybko. W okolicach Rypina aresztowano, skatowano i rozstrzelano nauczycieli, księży i ziemian w końcu października. Straty sięgnęły 1/3 stanu.
O tym nie powinniśmy zapomnieć, przypominają o tym tablice i obeliski przed budynkami szkól, ale i same szkoły, których patronami zostali lokalni działacze- nauczyciele, kierownicy szkół. Odbyły się w niektórych miejscowościach msze, akademie. Byłem świadkiem takich rocznicowych uroczystości we Wielgiem, w Czernikowie. Apele Pamięci, Apele Poległych były poświęcone nauczycielom, księżom, żołnierzom września i innym. We Wielgiem z okazjo 70-lecia wmurowano tablicę pamiątkową, w Czernikowie jest obelisk od 1991 roku. Były wspomnienia, publikacje, prelekcje, konkursy, prezentacje komputerowe, salwy honorowe z udziałem wojska, albo grup rekonstrukcji historycznej, kwiaty, znicze. Obeliski i tablice na moment, gdzieniegdzie ożyły.
Refleksja o wiele smutniejsza przychodzi nieco innym torem. Wśród publikowanych biogramów są ludzie, o których tylko wiadomo, że byli żołnierzami września albo nauczycielami aresztowanymi 17 października, którzy zginęli w obozach zagłady. Na pytanie w klasie, czy ktoś z rodziny był uczestnikiem wydarzeń z II wojny światowej odpowiadają wyjątki, (choć każda rodzina była dotknięta - jeśli nie udziałem kogoś z rodziny w kampanii wrześniowej, oflagiem, obozem, to przesiedleniem, pozbawieniem majątku, albo repatriacją). Dlaczego w naszych rodzinach nie rozmawia się o tym? Czy trauma tak daleko sięga, czy kolejne pokolenia nie chcą wiedzieć nic o przeszłości, czy ich to po prostu nie interesuje w natłoku ( nad-tłoku) informacji? Po zadanej pracy domowej mówią więcej, że gdzieś walczyli, zginęli, ale rodzice dokładnie nie wiedzą, nie pamiętają. Czy garstka nauczycieli-wychowawców w myśl pięknego hasła, by przebaczyć, ale pamiętać i nie zapomnieć pobudzi do refleksji innych. Nie wiadomo. Wiadomo, że nie można nie próbować. Pamiętamy, nie zapomnimy.